Kibice Blue Jays nie tracą ducha po drugim meczu World Series
Kibice Blue Jays nie tracą ducha po drugim meczu World Series

Toronto Blue Jays przegrali drugi mecz World Series z Los Angeles Dodgers 1:5, ale mimo rozczarowania kibice pozostają pełni wiary w swoją drużynę.
Po piątkowym zwycięstwie 11:4 w pierwszym spotkaniu, sobotni wieczór w Rogers Centre przyniósł chłodniejszy nastrój. Dodgers, broniący tytułu mistrzowskiego, zdominowali mecz dzięki znakomitej grze miotacza Yoshinobu Yamamoto, który pozwolił rywalom na zaledwie jeden punkt i cztery trafienia, notując osiem strikeoutów. Spotkanie oglądało 44 607 widzów.
Bill Redford, który przyszedł na mecz z synem Shawnem, przyznał, że mimo porażki nie traci entuzjazmu.
– Wczoraj byłem wniebowzięty, dziś trochę przygnębiony, ale wiecie co? Wrócimy – powiedział.
Shawn Redford dodał, że choć Dodgers są faworytami, Blue Jays potrafią walczyć do końca.
– Nie sądzę, żeby ktokolwiek spodziewał się, że Toronto pokona Dodgersów, ale to najbardziej waleczna drużyna w baseballu. Myślę, że seria potrwa do szóstego lub siódmego meczu – stwierdził.
Kibic Karri Cee, który przyleciał aż z San Francisco, podkreślał, że nigdy nie zwątpi w Jays.
– Jays mają świetną ofensywę, solidny bullpen i dobrych miotaczy. Wierzę, że się podniosą – powiedział.
Dla wielu fanów sam powrót World Series do Toronto po raz pierwszy od 1993 roku był wydarzeniem wyjątkowym.
– To niesamowite, że mogę to przeżywać. Może już więcej nie zobaczę Jays w finale – przyznał Shawn Panacci, fan drużyny od 1989 roku.
Panacci podkreślił, że wygranie dwóch z trzech nadchodzących meczów w Los Angeles mogłoby otworzyć Toronto drogę do zwycięstwa u siebie.
– Ta drużyna jednoczy kraj. To energia, która łączy ludzi – powiedział.
Ojciec i syn Redfordowie zgodnie stwierdzili, że sport to coś więcej niż wyniki.
– Sport to więź. To, co łączy rodziny i całe społeczności – podkreślił Shawn.
Bill dodał z uśmiechem: – To tylko jeden mecz. Wierzcie. Jeszcze zdobędziemy trzy punkty.
Trzeci mecz serii odbędzie się w poniedziałek w Los Angeles.
Comments (0)