Światło, które nie gaśnie. Opowieść o latarni na wyspie Petera
Światło, które nie gaśnie. Opowieść o latarni na wyspie Petera

Wolontariusze przyjadą tego lata do Nowej Szkocji, aby pomóc w naprawie stuletniej latarni morskiej na bezludnej wyspie w hrabstwie Digby.
Na bezludnej wyspie, niedaleko miasteczka Westport w Nowej Szkocji, część przeszłości cicho się rozpada. Stara latarnia morska na wyspie Petera, stojąca samotnie od 1909 roku, coraz bardziej poddaje się upływowi czasu. Przez dziesięciolecia prowadziła statki przez zdradliwe prądy i gęste mgły u ujścia Zatoki Fundy. Dziś jej biel przykryły porosty, drewno gnije, a każda kolejna burza grozi ostatecznym zniszczeniem.
A jednak tego lata rozbłysła nadzieja. Na wyspę Brier, sąsiadującą z wyspą Petera, przyjadą wolontariusze z całej Ameryki Północnej, by podjąć się zadania przywrócenia latarni życia.
Ikona nad oceanem
– Ta latarnia morska wygląda jak prawdziwa ikona… na tej surowej wyspie, gdzie przypływy i odpływy zmieniają pejzaż, a ogromne fale rozbijają się o skały – mówi John Schwinghamer, wolontariusz z Westport. – Nie ma nic piękniejszego.
Schwinghamer wraz z żoną prowadzi rezydencję artystyczną w odrestaurowanym XIX-wiecznym kościele. Z okien swojego domu codziennie spogląda na latarnię. Widok ten inspiruje, ale i niepokoi – bo każdego dnia konstrukcja niszczeje coraz bardziej.

John Schwinghamer w odrestaurowanym przez siebie kościele w Westport.
Latarnia została wyłączona z użytku przez Kanadyjską Straż Przybrzeżną w 2014 roku. Gdy w 2023 r. gmina Digby po latach starań przejęła ją od państwa, była już w ruinie. Grupa społeczna Save an Island Lighthouse od 2015 r. walczy, by ocalić latarnię na Petera i dwie inne na Digby Neck.
Gdy brakuje pieniędzy
Federalne przepisy chronią latarnie morskie o znaczeniu historycznym, ale ochrona prawna nie oznacza automatycznego wsparcia finansowego. Gdy grupa złożyła wniosek o dofinansowanie w Parks Canada, spotkała się z odmową. Koszt prac oszacowano na ponad 200 tys. dolarów – suma nierealna dla lokalnej społeczności.
– Wyceny były oburzające – przyznaje Schwinghamer. – Praca na wyspie, gdzie można dostać się tylko łodzią, w dodatku uzależnioną od pływów, to logistyczny koszmar.
Wtedy narodził się pomysł: nie czekać na wielkich wykonawców, lecz zaprosić wolontariuszy, ludzi z sercem i umiejętnościami. Schwinghamer zaproponował, że sam zajmie się koordynacją.
– Nadszedł czas, aby się zaangażować. Skoro mam umiejętności i energię, dlaczego nie zrobić czegoś dobrego razem z innymi? – dodaje.
Trzy tygodnie, które mogą ocalić historię
Pod koniec sierpnia około tuzina wolontariuszy z różnych zakątków kontynentu spędzi trzy tygodnie na wyspie Petera. Będą wymieniać spróchniałe elementy, zabezpieczać konstrukcję, przygotowywać ją na wichury. W przyszłym roku mają pojawić się nowe gonty i świeża farba.
Przybędą ludzie z pasją i historiami. John Penner z Saskatchewanu, emerytowany ekspert od architektury zabytkowej, mówi, że to dla niego szansa na uratowanie fragmentu przeszłości:
– Budynki dziedzictwa kulturowego nie są tylko symbolami, ale fizycznym odzwierciedleniem historii.
Z kolei Steven Sparks z Karoliny Północnej trafił na ogłoszenie w mediach społecznościowych. Nigdy nie był w Nowej Szkocji, ale jak mówi:
– Ile razy w życiu masz okazję powiedzieć: tak, pracowałem przy latarni morskiej?.

Steven Sparks planuje przyjechać z Karoliny Północnej wraz ze swoim ojcem, aby wziąć udział w projekcie budowy latarni morskiej.
Dla Sparks’a projekt jest czymś więcej niż remontem: to symbol współpracy ponad granicami.
– Kanadyjczycy, Amerykanie, wszyscy chcemy tego samego: zachować piękno, okazać szacunek sąsiadom, pracować wspólnie. To czyni nas lepszymi ludźmi i społeczeństwem.
Światło dla przyszłych pokoleń
Gmina Digby przeznaczyła 60 tys. dolarów na wsparcie remontu.
– To integralna część naszej społeczności” – podkreśla Tyler Pulley, dyrektor generalny gminy – Naszym obowiązkiem jest zapewnienie jej przetrwania. Wolontariusze i działacze pokazują, jak wielka siła tkwi w lokalnej dumie i zaangażowaniu.
Dziś, choć latarnia nie służy już marynarzom, nadal może być przewodnikiem – nie przez fale, lecz przez czas.
– Jeśli wszystko sprowadzamy tylko do liczb, ratowanie takich budynków nie ma sensu. Ale bez nich stracilibyśmy to, co czyni społeczność dobrym miejscem do życia – mówi Schwinghamer.
I dodaje:
– Światło latarni nie zawsze musi wskazywać drogę statkom. Czasem wystarczy, że przypomina, kim jesteśmy i skąd przyszliśmy.
Na podst. CBC
Comments (0)